13 marca 2009

Recenzja "Choroszczańskich błoni" pióra Anny Biner

...mikrohistoria w MAKSIstrofach...

„Choroszczańskie błonia” to utwór wyjątkowy pod każdym względem. Zaskakuje rozmachem poetyckiego obrazowania, rozpiętością ujęcia czasowego, umiejętnością operowania zmiennym nastrojem oraz subtelnością w odwoływaniu się do emocji odbiorcy.
Już sam zamiar zamknięcia w poemacie całej 500-letniej historii miasta – jego losów jako grodu, a przede wszystkim losów jego mieszkańców – zasługuje na podziw. Tym większy, że efekt owych zamiarów stanowi literatura doprawdy znakomita. Wydawać by się mogło, że tak długi utwór nie może ze swej natury uniknąć pewnych „nierówności”, zarówno stricte poetyckich, warsztatowych, jak i tych związanych z treścią – wszak każda historia danego miasta składa się z wydarzeń doniosłych i fascynujących, ale i zwykłej, szarej codzienności, którą niełatwo jest opisać.
Antoni Hukałowicz zdołał uniknąć błędów zarówno pierwszego, jak i drugiego rodzaju. Cały 42-częściowy utwór „trzyma” poziom od pierwszego wersu do ostatniego. Jednopoziomowość nie oznacza jednakże jednostylowości i jednowymiarowości; przeciwnie – stylistyka poematu jest migotliwa. Twórca dostosowuje styl wypowiedzi do jej przedmiotu, płynnie przechodząc od patosu do humoru, od wysmakowanej mowy elit społecznych do ludowej polszczyzny prostych mieszkańców Podlasia. Gdy to jest konieczne, wprowadza elementy dynamiczne, silnie oddziałujące na emocje adresatów utworu (np. opis pożaru), innym razem pozwala im rozkoszować się lirycznym i nastrojowym krajobrazem dawnej Choroszczy. Wprowadza ich zarówno w świat ważnych osobistości (hetmanów, królów), pozwala też zajrzeć za klasztorną furtę dominikanów oraz rozgościć się w domostwach zwykłych, przeciętnych choroszczan.
Historia miasteczka ukazana przez Antoniego Hukałowicza jest niezwykle barwna i wciągająca czytelnika. Trudno uwierzyć, że o wydarzeniach niespecjalnie doniosłych w skali dziejów całej Polski (wszak prawie każde stare miasteczko może poszczycić się podobnymi wydarzeniami) można napisać w sposób tak frapujący, ciekawy i ciepły. Z kart „Choroszczańskich błoni” przebija bowiem duma poety z historii swojej małej ojczyzny.
Warto zwrócić uwagę, że owa „mikrohistoria” nie jest zawieszona w próżni, ukazana została na tle „makrohistorii”: dziejów Polski, a nawet całego świata (gdy mowa jest np. o II wojnie światowej).
Można by się oczywiście zastanawiać, jak bardzo historyczne są „Choroszczańskie błonia”, ile jest w nich prawdy, a ile fikcji literackiej. Należy pamiętać, że źródła historyczne poświadczające dzieje małych, peryferyjnych ośrodków są bardzo skąpe. Dlatego też autorzy, tworzący dzieła literackie dotyczące np. Wrocławia są w o wiele bardziej komfortowej sytuacji niż ci, którzy podjęli się stworzenia monografii np. Węgrowa. Z drugiej jednak strony, liczne luki i białe plamy w historii tworzą pole dla wyobraźni twórcy, który zmuszony jest do ich zapełnienia. Stąd też prawda i fikcja w „Choroszczańskich błoniach” nieustannie przeplatają się i uzupełniają; tworzą spójną, barwną całość – nawiązując w ten sposób do najdoskonalszych „historycznych” prób w literaturze polskiej.
„Choroszczańskie błonia” pokazują, że historia nie musi być nudna; udowadniają, że możliwe jest pokazanie losów konkretnej siedziby ludzkiej od jej początków aż po czasy najnowsze – i to pokazanie ich w sposób fascynujący i wysokoartystyczny.
Gratuluję Autorowi tej znakomitej pozycji książkowej, a Choroszczy gratuluję faktu posiadania twórcy, który zdolny był uwiecznić jej imię w historii literatury polskiej.

Anna Biner

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz